środa, 1 października 2014

Kiedy będę pisać jeszcze tego nie wiem.

W ostatnim czasie wiele się u mnie wydarzyło. Choroba mojego chrzestnego potem walka z tą chorobą i w końcu jego śmierć, która nie tylko dla mnie była wielkim szokiem,był żal,smutek, rozpacz.Nie mogłam się z tym pogodzić zwłaszcza ,że byłam u niego w chwili kiedy umierał. Codziennie bałam się telefonu od mojej mamy,babci czy cioci ,że zadzwonią i powiedzą mi ,że jego już nie ma ale niestety ta przykra wiadomość spadła na mnie bo to ja musiałam powiadomić o tym moją mamę. Nawet dzisiaj jak o tym wszystkim pomyślę to chce mi się płakać ,ale powoli oswoiłam się z tą myślą ,że go nie ma i nie będzie.Zmarł 27 maja 2014r. Wiele też różnych innych rzeczy w między czasie się działo córka skończyła przedszkole i zaczęła chodzić do zerówki,były wakacje nad morzem dokładnie w Jastrzębiej Górze. Były różne inne problemy rodzinne i poświęcenie się mojemu nowemu hobby a mianowicie szydełkowaniu. Wiele rzeczy dobrych i złych się wydarzyło dlatego blog też na tym ucierpiał i nie było mnie tutaj powiem szczerze ,że nawet nie zaglądałam na niego i zajęłam się po prostu czymś innym. Zastanawiałam się również czy jest sens dalej go prowadzić, może coś nowego tutaj dodać.Próbowałam namówić siostrę żeby spróbowała dać mi kilka zdjęć na bloga ze swoimi strojami bo myślę ,że ubiera się fajnie ale niestety nie bardzo dała się namówić,pomyślałam o tych swoich pracach na szydełku też nie wykluczam ,że będą ale na razie jestem początkująca w tym temacie.Myślałam nawet o takich warsztatach lub kursie jakimś w tym kierunku bo to mnie interesuje. Ale to wszystko są na razie plany a co z tego wszystkiego wyjdzie czas pokaże. Na chwilę obecną dziele czas na obowiązki domowe, czas z córką i jakieś swoje pasje. Czytam dużo książek bo uwielbiam to,słucham muzyki głównie z filmów bollywod i odnalazłam fajne radia internetowe z muzyką bollywod. Tak że tyle u mnie na razie kiedy zacznę pisać częściej nie wiem czas pokaże co będzie dalej z blogiem na pewno dam wam znać.


Pozdrawiam.

piątek, 7 marca 2014

Projekt denko.

Denko praktycznie z całego roku. Skoro już napisałam jedną notkę to zrobię jeszcze projekt denko. Produktów jest sporo,zdjęcia były robione nie jednego dnia.




Zbiera się już następny projekt denko.

Pozdrawiam i do następnego.

Gdzie ta wena?

Chyba zasnęła zimowym snem i jakoś dobudzić się nie może, chociaż nie ,czasem jakiś pomysł wpadnie do głowy ale zazwyczaj wtedy nie mamy przy sobie komputera,albo mówimy sobie a później to napisze a w końcu kiedy zasiadamy do klawiatury by coś stworzyć okazuje się ,że wszystko wyleciało nam z głowy albo to o czym myśleliśmy wcześniej ,żeby napisać wydaje nam się głupie i nie warte opisania. Projekt denko w moim wykonaniu ,aż się prosi o napisanie i jeszcze wiele innych pomysłów które gdzieś w głowie się przewijają. Mój blog powstał już jakiś czas temu i początkowo wena była spora nawet jak pisałam o d.....e marynie. A teraz gdzieś zanikła ta fascynacja i to tworzenie czegoś co nie do końca odpowiada czytelnikowi. Bo jak mam pisać o pierdołach to lepiej nie pisać wcale, ale myśle ,że chęć czytania bloga/blogów zależy od osoby która to pisze i stylu w jakim pisze. Bo można pisac o pierdołach ,ale jednak kogoś nawet to zainteresuje jeśli mamy fajny styl pisania.
Podziwiam te dziewczyny które potrafią zainteresować swoimi postami. Ja nawet nie nazywam siebie blogerką bo do tego mi daleko ,ale może z czasem mój styl pisania się poprawi i zachęci do czytania.
Pozdrawiam.

środa, 5 lutego 2014

Miałam długą przerwę i na razie nie będzie regularnych postów.

Chodzi o sprawy osobiste rodzinne, opisywałam ostatnio ,że mój wujek jest chory na raka, ostatnio trafił do szpitala ,bo miał bóle brzucha okazało się ,że miał jakieś guzy na jelitach i musieli mu je wyciąć tzn te guzy,ale musieli też wyciąć kawałek jelita grubego i cienkiego w tej chwili leży w szpitalu i dochodzi do siebie po operacji. Odwiedzamy go i staramy się spędzać z nim czas dlatego też jest mnie tutaj mniej ,ale mam nadzieje ,że jak to wszystko wróci do normy to pojawią się tutaj częstsze posty. Lekarz powiedział nam ,że nie mamy się co spodziewać cudów i żebyśmy nawet przygotowali się na najgorsze dopiero zrozumiałam co czują ludzie którzy mają bliskich chorych na tą chorobę. Ja do tej pory nie wiele wiedziałam o tej chorobie tyle tylko ,że bardzo wielu ludzi umiera na raka,natomiast zrozumiałam też że lekarze nie do końca mówią nam wszystko bo możliwe że wiedzą i znają takie przypadki że ludzie z tego wychodzili z tego bez szwanku ,ale nie tylko dzięki chemii ale wspomagając się metodami naturalnymi. A czasem nawet rezygnując z chemii na rzecz metod naturalnych które jak się okazuje nie u każdego ,ale u większości osób  pomagało to wyjść z raka. Ja i moja rodzina szukamy również i takich alternatyw ,a dlaczego ponieważ w zasadzie nie mamy już nic do stracenia ,ani mój wujek ponieważ lekarze nie dają mu wielkich szans na wyleczenie więc dlaczego nie mamy spróbować ratować go jeszcze inaczej. Nie wiem czy wygramy tą walkę ,ale warto spróbować bo po samej chemii jego organizm może być tak zniszczony ,że nie będzie już czego ratować. Prawda jest taka że więcej osób po chemii umiera niż jest wyleczonych ,a jak się okazuje te statystyki wyleczonych chemią są mocno zafałszowane. Ostatnio dużo czytałam o tym wszystkim i byłam w szoku , bo jak się okazuje jak jeden z lekarzy który sie na to odważył powiedział ,że Rak to jest ogromny biznes i metody naturalne są mało opłacane bo tanie. Np jeden chłopak miał raka jąder wyleczył się witaminami i brał krzem, ktoś inny brał witaminę b17 ktoś inny pił zioła,a nawet moczem się ludzie wyleczyli. Nie do uwierzenia prawda a jednak to są fakty. Ostatnio metoda Zenni jest też znana. Jęśli będziemy mieli na to czas wypróbujemy wszystkiego co się da żeby móc uratować mojego wujka. Chemia owszem wyniszcza komórki rakowe ,ale również wyniszcza cały organizm i nie daje całkowitej gwarancji wyleczenia tak jak i metody naturalne nie są pewniakiem ,ale co mamy do stracenia w zasadzie nie wiele. Mam nadzieję ,że za jakiś czas będę mogła napisać ,że z wujkiem jest lepiej. Bardzo bym tego chciała.


Pozdrawiam i do następnego.

niedziela, 26 stycznia 2014

Ale zimno.

Na dworzu -10 stopni ,a my postanowiłyśmy z córką wyjść na mały spacer co tam mały spacer chciałyśmy poprostu sprawdzić nowe sanki ,bo jutro prawdopodobnie pojedziemy nimi do przedszkola o ile temperatura jutro nie będzie jeszcze niższa niż dziś. Obecnie często korzystamy ze spacerówki żeby dotrzeć do przedszkola, a przy lepszej pogodzie córa idzie ze mną pieszo. Kupiliśmy pod choinkę naszej córce sanki z popychaczem i daszkiem ,dlatego dziś wyszłyśmy na krótki spacer żeby sprawdzić czy nie będzie się ich bardzo ciężko pchało,ogólnie nie jest źle całkiem łatwo się nimi jedzie.





Pozdrawiamy.

piątek, 24 stycznia 2014

Dawno mnie tu nie było,

Przez długi czas nie pisałam bo w tym czasie wiele rzeczy się wydarzyło mniej lub bardziej ważnych. To co się nie zmieniło to moje siedzenie w domu,ogólnie na chwilę obecną jestem kurą domową na razie mi to nie przeszkadza ,natomiast czasem czegoś mi brakuje w tym moim życiu poza tym jestem szczęśliwa. Moja córka zaczęła chodzić do przedszkola od 1 października ponieważ wtedy dopiero zostało otwarte. Ogólnie byłam tym jakoś tak przejęta ,że nie myślałam o blogu nawet nie czytałam innych blogów przez jakiś czas. Początki były ciężkie Mai pobytu w przedszkolu ponieważ były i wymioty i biegunki z nerwów,byliśmy juz z mężem skłonni zrezygnować,ale daliśmy sobie i naszej córce czas na to żeby może się jednak oswoiła po jakimś czasie udało się. Chodzi do przedszkola juz prawie 4 miesiące i nie powiem bo czasem się zdarzy płacz rano w domu że nie chce iść bądź w przedszkolu ,że nie chce zostać ,ale w końcu zostaje i nawet jej się podoba bo często wychodzi z tamtąd z uśmiechem. Ogólnie jest ok. Przekonałam się do zakupów w secondhandach i mam jeden do którego jeżdżę często i zawsze coś fajnego sobie znajdę. W mojej rodzinie pojawiło się słowo Rak a raczej choroba. Dotknęła ona moją prababcię ,ciocię i mojego chrzestnego (brata mojej mamy) ta ostatnia choroba dotknęła mnie najbardziej. Prababci nie ma już wśród nas miała 90 lat, ciocia przeszła operację piersi i bierze chemię, na chwilę obecną jakoś się trzyma. Historia mojego chrzestnego jest taka ,że zaczął palić w wieku 15 lat teraz ma 45 więc można by rzec ,że sam się o to prosił poza tym nie odżywiał się najlepiej. Trochę się załamał tą chorobą i uważa ,że nie warto walczyć bo nic to nie da (ma raka złośliwego płuc nieoperacyjnego) w chwili obecnej czekamy na wyniki z dodatkowych badań i postanowienia lekarzy co do leczenia. Ja zaczęłam szukać informacji o metodach naturalnych  wierze ,że można sobie tym pomóc tylko trzeba chęci ze strony chorego , a mój wujek podłamał się tym i nie widzi możliwości wyleczenia się. Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć,też mnie to podłamało ,ale chcę wierzyć ,że jest coś co mu pomoże. Czy to wogóle realne żeby dać się z tego wyleczyć. Najgorsze jest to ,że lekarze powinni wspomagać się naturalnymi metodami ,natomiast oni nie chcą nawet o tym słyszeć wręcz przeciwnie odradzają pacjentom takie metody. Być może znajdzie się lekarz który wspomaga się takimi metodami ,ale rzadko się takiego można spotkać ponieważ Rak to jest wielki biznes ,chemia i radioterapia również dlatego to się nie opłaca. W niektórych przypadkach chemia pomaga ,natomiast częściej wyniszcza organizm i przedłuża może życie niewiele dłużej. Jestem ciekawa co wy o tym myślicie ,może macie w rodzinie wyleczonych z tej choroby metodami naturalnymi bądź dzięki chemi ,ale wspomaganej leczeniem naturalnym. Szukam poprostu informacji na ten temat, owszem są fora internetowe i na nie jednym już byłam i trochę mnie niektóre podbudowały ,że może się udać, tylko trzeba namówić na to mojego wujka żeby dał sobie pomóc.

Mam nadzieję że za jakiś czas będę mogła napisać ,że jest lepiej.
Moja córka występowała w kilku przedstawieniach w przedszkolu może niedługo pokaże kilka zdjęć a może nawet dziś,ze ślubowania, wigilii i dnia babci i dziadka.Jestem z niej bardzo dumna.
Takie bardziej optymistyczne zakończenie notki.

Codziennie pokonujemy trasę do przedszkola pieszo,mamy niedaleko więc ja mam też mały trening.

Tort z 4 urodzin Mai.